Przeczytałem co napisaliście i postanowiłem wtrącić swoje trzy grosze
To nie żaden gen odpowiada za to że jesteśmy źli czy dobrzy. Wychowanie ? I owszem ale nie jest to regułą . Wychowując się w ,,patologicznej'' rodzinie możemy kierować się w późniejszym życiu tym , czym nasiąkneliśmy za młodu - jak w powiedzeniu
- i wielu nie widzi nic złego np. w biciu innych tylko dla tego że przecież tatuś nap.......ł mamusie od naszego urodzenia , do czasu aż wynieśliśmy się z domu i dyło ,,dobrze'' , bo przecież się nigdy nie skarżyła. Choć znam bardzo,bardzo wiele osób z tzw. patologicznych rodzin , które wyrosły na porządnych ludzi.Dlaczego?
Ja tłumaczę to reinkarnacją i prawem karmy. Wszyscy chyba o tym słyszeli ,więc nie będę się tu rozpisywał na ten temat. Napiszę tylko że nawet biblia nawiązuje i poniekąd kieruje nas w tą stronę , w miejscu gdzie napisane jest że Bóg stworzył człowieka na swoje podobieństwo - i nie chodzi tu o podobieństwo fizyczne jak niektórym, nie wiem dlaczego, się wydaje - tylko duchowe. Bóg to przecież samo dobro ,mądrość,miłosierdzie itp. itd. a który z ludzi jest do niego podobny ?? Kto ,przez tak króciutkie życie choć zbliży się do ideału jakim jest Bóg ?? Do tego też służy reinkarnacja i karma. Te dwie rzeczy tłumaczą też posiadanie przez nas nadanej przez Boga wolnej woli ; prawa wyboru. Są to oczywiście moje przemyślenia i nikt nie musi się z nimi zgadzać.
Co do Freud-owskiego Ego i Superego można to porównać do posiadania przez człowieka trzech stanów świadomości , lud też trzech ciał ,ale o tym to zbyt długo by pisać
Niestety ostatnio nie mogę odpowiadać tak często jak bym chciała, więc wybaczcie, że trochę z opóźnieniem. Oczywiście Misiek masz rację, że wybór zawsze należy do nas. Jednak niestety wiele czynników wpływa także na nasze wybory. Ten gen o którym mówiłam to najprawdopodobniej gen MAO (nie jestem jednak pewna bo w tamtym artykule nie był wymieniony z nazwy-było tam dość ogólnikowo o tym temacie- a samego artykułu tez nie udało mi się namierzyć). Ja wczoraj miałam sytuację która dała mi dużo do myślenia. Zobaczyłam chłopca 8- letniego który przeklinał jak mało który dorosły facet, żartował też w niewybredny sposób a jak się dzisiaj dowiedziałam, jedyne "pieszczoty" jakie doznawał ze strony matki to bicie po głowie. Gdy wychowawczyni chciała go pogłaskać po głowie to uciekł na drugi koniec sali. Chłopak jest bardzo agresywny, zamknięty na to co toś do niego mówi i na to, ze może być inny. Jego sposobem na danie znać innemu dziecku, że chce się z nim bawić jest kopanie (sam tak przyznał). Ten chłopak, o ile nie wydarzy się jakiś cud, jest już stracony na starcie. Przynajmniej takie jest moje zdanie. I co najgorsze, wychodzi na to, ze jest taki przez rodziców i być może przez jakieś czynniki biologiczne. Ten chłopak po prostu nie wie lub nie widzi, że można inaczej. Czy on jest zły? w naszym rozumieniu zapewne można powiedzieć, że tak. Ale patrząc na niego Jego oczami, myślę, że nie do końca. On przecież nie wie, że można inaczej. Nikt go niczego innego nie nauczył, a sam też nie jest w stanie dostrzec.
Jeśli chodzi o reinkarnacje, to ja nie specjalnie wierzę w jej sensowność. No bo jaki jest sens tego, że rodzimy się od nowa i przechodzimy przez kolejne stany skoro nie wiemy co zrobiliśmy źle i co więcej, nawet nie pamiętamy. Żeby poprawić swoje zachowanie muszę jednak wiedzieć że coś źle zrobiłam, uświadomić sobie to. Poza tym, czy jest możliwość bycia złym psem, żukiem, czy delfinem? Jak można zatem stopniować ich wartość? Dla mnie żywe stworzenie jest jednakowo ważne (co niestety bardzo trudno mi przyznać patrząc na pająki :/ ). Ja żeby się doskonalić wcale nie muszę mieć kilku żyć. Wystarczy mi to jedno i ciągła refleksja nad sobą, moim postępowaniem i tym czego oczekuje ode mnie Bóg. Wiem co muszę w sobie poprawić, wiem mniej więcej gdzie ciągle mam niedoskonałości i nawet poprawiając jedne wciąż znajduje nowe, inne, których do tej pory nie zauważałam.
Pytasz kto jest podobny do Boga. Pamiętaj, że ludzie nie są doskonali i podobieństwo nie oznacza dokładnej kopii. W Biblii jest jasno powiedziane że jesteśmy niedoskonali i nikt nie mówi że jest to w niewielkim stopniu. A ludzi miłosiernych, dobrych jest trochę. Z tych słynnych wystarczy tylko wymienić Matkę Teresę z Kalkuty, Jana Pawła II, Dalajlamę.. A są przecież ludzie którzy pomagają innym narażając własne życie, zdrowie. Ja podobieństwo do Boga widzę niemal w każdym. Owszem, stopień tego podobieństwa jest różny i czasami nawet ciężko je dostrzec, ale dla mnie zawsze jakieś istnieje.
Ja jestem wychowany w rodzinie chrześcijańskiej, a osobiście nie jestem wierzący nie rozumiem co ludziom daje chodzenie do kościoła dla mnie to godzina wyrwana z życia. Więc chyba jestem Ateistą.. Nie wiem dokładnie czy ateista w coś wierzy, a jeżeli wierzy to w takim razie nikim nie jestem
Za słuszne raczej uważam ewolucje w końcu nie wzięliśmy się z kosmosu.
A dokładniej mówiąc to ja mówię że Bóg na pewno nie istnieje bo skąd się wziął ten duch wszechwiedzący ? sam się stworzył ? w sumie to powstanie człowieka też jest dziwne bo skąd się wzięły pierwsze organizmy jedno komórkowe ? A Jezus może i istniał ale na pewno nie zmartwychwstał a jak już w zapadł w śpiączkę a później się obudził od co, oraz Maryja nie miała dziecka z Bogiem bo on nie istnieje tylko ktoś z nią musiał go zrobić.
To koniec o mnie.
Z punktu widzenia praktykującej mogę Ci powiedzieć, że pomaga mi to się wyciszyć, skupić na Bogu i poczuć Jego obecność. Oczywiście mogłabym to robić w domu, ale msza daje coś więcej. Chodzi tu między innymi o wspólnotę, o celebrację Boga Najwyższego oraz o doświadczenie tej mistycznej chwili jaką jest przemiana wina w Krew i chleba w Ciało Chrystusa. Msza jest okazją do spotkania z Bogiem i umocnienia swojej wiary. Mnie przyjście do kościoła zawsze pomaga na wszelkie wątpliwości, bo tam zawsze wszystko staje się proste i jasne. Zawsze wychodzę stamtąd pogodniejsza i silniejsza nie tylko w wierze. Domyślam się jednak, że może być to dla Ciebie abstrakcyjne bo Ty tego tak nie odczuwasz a i moje słowa, podobne bądź co bądź do tego co mówią księża są dla Ciebie najprawdopodobniej puste. Nie niosą tych wrażeń jakie ja mam kiedy tylko przypomnę sobie te chwile które oddaje Bogu.
A co do początku..no właśnie..problem w tym, ze wszystko skądś się kiedyś musiało wziąć. A dlaczego akurat nie od Boga? W końcu coś kiedyś dało początek czemuś innemu. Dla mnie Bóg jest ta samo dobrym uzasadnieniem jak to, że kosmici dali nam życie.(nie wyśmiewam się tu bo takie teorie rzeczywiście są i nie są wcale absurdalne). Ty widzisz Boga jako coś..hmm..namacalnego. A co jeśli nie można go ująć bo jest czymś w rodzaju czystej formy bez materii która ją wypełnia? ciężko to sobie wyobrazić bo my nie znamy takich rzeczy. Wszystko ma jakąś materię. Twoje rozważania na temat początków przypominają mi poglądy największych filozofów. Często jakoś dochodzili oni do Absolutu który nieodmiennie kojarzy się z Bogiem( choć nim nie jest w tym znaczeniu w jakim my dziś rozumiemy). Platon miał Demiurga, Arystoteles - Wielkiego Poruszyciela, Kartezjusz uważał, ze musi istnieć bo mamy Jego idee w głowie, Kant też uzasadniał Jego konieczność. Zmierzam do tego, że początki świata(a nawet Wszechświata) są momentem trudnym do wyobrażenia sobie. Intuicyjnie szukamy jakiegoś początku. W końcu coś musiało stworzyć ta całą materię. Lecz w takim razie co ją stworzyło? inna materia? A skąd tamta? tak można w nieskończoność i pytania są dokładnie te same które Ty zadałeś wobec Boga.
P.S Poczytaj Kartezjusza a dowiesz się jak rozwiązać Twój problem snu.
Edit by SilverRanger Nie pisz post pod postem