Koniec świata rozumiany jako koniec obecnej cywilizacji ludzkiej na Ziemi prawdopodobnie nastąpi w ciągu 100 mln. lat w wyniku katastrofy kosmicznej.
Za 600-800 milionów lat zakończy się prawdopodobnie zupełnie życie ludzi na Ziemi z powodu najpierw znacznego spadku zawartości dwutlenku węgla w powietrzu (prawie wszystkie rośliny wymrą), a następnie, jako konsekwencja, spadku zawartości tlenu do praktycznie zera.
Można śmiało założyć, że do tego czasu ludzkość zdąży się jednak przenieść poza Ziemię, a prawdopodobnie także poza Układ Słoneczny. Najbardziej obiecującą planetą poza US, zbliżoną do Ziemi składem i być może atmosferą, jest Kepler 438b. Znajduje się w odległości 473 lat świetlnych od nas. Zakładając, że w ciągu następnego 1000 lat uda się znaleźć sposób na podróż międzygwiezdną z prędkością 25% prędkości światła, to ludzkość dotrze tam około roku 5107. Więc margines do 100 milionów lat jest spory, kupa czasu na ucieczkę z Ziemi
. Tak czy inaczej, jak nie tam, to gdzie indziej. Zakładamy, że wymarcie życia na Ziemi jednak nasz gatunek (lub gatunki ewolucyjnie następne) przetrwa.
Zakładając, że ludzkości następne uda się się rozprzestrzenić po galaktyce na tyle, żeby katastrofa kosmiczna w jednym miejscu nie spowodowała śmierci wszystkich ludzi, 120 bilionów lat jawi się jako maksymalny czas przetrwania życia ludzi (śmierć wszystkich gwiazd z powodu wyczerpania paliwa, nowe gwiazdy nie będą już w tym czasie powstawać ponieważ zabraknie wodoru do ich budowy). Bez jakiegokolwiek istotnego źródła energii raczej żadne życie nie może przetrwać.
Jeżeli natomiast chcemy widzieć "koniec świata" jako moment zakończenia ruchu wszystkich cząsteczek, to jest to moment, kiedy Wszechświat rozszerzy się tak bardzo, że każda cząsteczka będzie otoczona wielką przestrzenią pustki - zbyt dużą, aby zaszła jakakolwiek reakcja z najbliżej położonymi cząsteczkami. Cały Wszechświat osiągnie wówczas temperaturę -273 stopni Celsjusza. Teoretycznie będzie trwać dalej, ale nie będzie się już działo kompletnie nic.