Bazgrołki ash :P

  • Rozpoczynający wątek DeletedUser3220
  • Data rozpoczęcia

Natalia16191

Wielki książę
Ex-Team
Jako dama ze wsi :p powiem ze wieprz to po prostu wykastrowana świnia więc jak świnka w wieprza wpływa to może znaczy że ją tam kastrują w tym mieście ;)

Nie oglądam mieczu nawet nie wiem gdzie, a telewizor mam w salonie i nie chce mi się iść ;)
 

DeletedUser4259

Guest
bajdurzysz Natalio

[video=youtube;J0lxmyE-mMs]https://www.youtube.com/watch?v=J0lxmyE-mMs[/video]​
 

DeletedUser10373

Guest
Uwielbiam rysunki Ash <3 jeden z nich nawet znalazł swoje zaszczytne miejsce na mojej tablicy w pokoiku :D
 

DeletedUser3220

Guest
Jak tak o moich "bazgrołkach" to wynalazłam jeszcze nieskończone opowiadanie :p

"Poza pamięcią"

Zapomnieli. Albo nie umieli sobie przypomnieć. To przecież się zdarza. Wyruszyli razem i mieli wspólny cel, ale żaden z nich nie pamiętał, jaki. We trzech stanowili dość nietypowy zespół - znacząco różnili się wiekiem, ale sami nie pamiętali, jak znacząco. Może jednak wtedy nie było to nic nietypowego…
A podróżowali dopiero jeden dzień.
***
Świat mógł wydawać się typowy - o ile tak samo rozumiemy to słowo. Po prostu żyli w nim ludzie i chcieli za wszelką cenę być najlepsi. I o ile udało im się to z florą i fauną, to ciągle nie byli pewni co do bogów i innych, poza ludźmi, ras. A było w czym wybierać.
Mimo wszystko Świat trwał. Nie obchodziło go nic poza tym. Dopóki ci na górze nie ingerowali w jego osobiste sprawy, nie miał innego zajęcia. Trwanie wyjątkowo dobrze mu wychodziło.
Wszechświat nie interesował się Światem. Jak można interesować się czymś, co po prostu trwa? Mogło to być ciekawe przez pierwszy - no, może pierwsze dwa wieki trwania. Ale nic poza tym. Rutyna zabija. Wszechświat traktował Świat jako obowiązek, tak jak obowiązkiem dla szpary w podłodze jest kurz, a dla ogrodnika kolejny kopiec kreta. Choćby nie wiem jak próbowano się tego pozbyć, to i tak było.
Trwało…
***
- A może jednak po bogactwo?… - zapytał niepewnie Marl.
Był najmłodszy spośród ich trzech - nie skończył jeszcze dwudziestu lat i bardzo lubił majsterkować. Miał niespotykany talent. Nikt nie umiał tak jak on…psuć. Kiedy już próbował coś zreperować i rozłożył daną rzecz na części pierwsze, dawał sobie z tym spokój, stwierdzając, że nie umie tego zreperować. Mało tego - nie tylko on nie umiał. Nie umiał tego nikt. A wszystko zaczęło się, jak miał tylko kilka lat. Chciał wbić gwóźdź w ścianę. Wziął młotek, skupił się i podniósł go. Uderzył i…zepsuł młotek (nie wspominając o gwoździu). Potem jego talent tylko się rozwijał. Po kilku latach umiał już zepsuć praktycznie wszystko - od ziarnka piasku po powietrze.
Jego dwaj towarzysze spojrzeli po sobie. Najstarszy - Sam - powiedział:
- Nie wyglądamy na szczególnie potrzebujących pieniędzy.
- Dajcie spokój. Pieniędzy nigdy za dużo.
- Ale chyba to nie o to chodzi.
- Po sławę?… - rzucił nieśmiało trzeci podróżnik - Neor. - Bo wiecie jak to jest - jak ma się sławę, to od razu ma się i pieniądze…
Sam westchnął. Miał dziwne wrażenie, że ani sława, ani pieniądze nie były ich celem. No, może nie głównym. Niedługo miał skończyć sześćdziesiąt lat, a pamięć nigdy nie była czymś, co posiadał. Przynajmniej nie na dłużej. Podobnie jak pozostali. Przez całe swoje życie Sam zajmował się pracą na polu - uwielbiał patrzeć, jak pracują inni. Jemu się nie chciało. Pytano go, skąd brał środki na przeżycie. Wielu pytało. Sam nigdy nie odpowiedział. Nie pamiętał. I nikt nie wiedział czemu, ale wszyscy obdarzali go niespotykanym szacunkiem. Nawet nieznajomi. Może miał coś w wyglądzie, a może w zachowaniu, nie wiadomo. Nie był na tyle stary, by ustępowano mu miejsca w publicznych miejscach. Nawet chyba tego nie chciał - to przecież takie upokarzające (ułatwiające życie, ale jednak…).
Neor wydawał się być najnormalniejszym z całej trójki. Słowo „wydawał” idealnie do tego opisu pasowało. Kiedyś uczył się walczyć mieczem. I na tym etapie pozostał. Ciągle się uczył. I ciągle zapominał, co już umiał. Podobnie było ze strzelaniem z łuku. Umiał naciągnąć cięciwę i czasem nawet udało mu się wypuścić strzałę. Wtedy jednak nikt nie mógł znajdować się dokoła niego. Dokoła. Strzała najczęściej leciała w przeciwnym kierunku niż zamierzono. Neor już nawet dwa razy sam się skaleczył. Strzelał również dwa razy. Powiedział, że do trzech razy sztuka. Jego ojciec stwierdził, że za trzecim razem pewnie postrzeli się śmiertelnie. A jeśli przeżyje, będzie to wyjątkowy zbieg okoliczności.
Neor jeszcze raz zapytał:
- Więc po sławę?
- Zobaczymy, dokąd dotrzemy. - powiedział Sam, siadając na kamieniu. - Teraz zajmijmy się obiadem. Strasznie chce mi się jeść.
***
Płynęła sobie rzeka. To znaczy rzeczka. A właściwie strumyk. Nie było w nim nic nadzwyczajnego. Był mały i kręty - jak to strumyczki. Woda była w nim czysta. Był zupełnie zwyczajnym strumyczkiem. Dokładnie obliczył sobie prędkość przepływu wody, cierpliwie uformował małe koryto, pamiętał nawet o kamykach na dnie i trawie przy brzegach. Opracował dokładnie wszystko, z wyjątkiem jednej rzeczy, drobnego szczególiku. Właściwie nieznacznego. Płynął pod górę…
***
Przed mały domek, stojący na obrzeżach miasta podbiegło kilku chłopców. Jeden z nich wybił jedną z szybek w oknie, kolejny namazał coś kredą na drzwiach. Po chwili roześmiali się i krzyknęli:
- Naucz się wreszcie wróżyć!
Drzwi zaczęły się otwierać, a chłopcy uciekli, ciągle się śmiejąc. W progu stanęła dziewczyna w wyjątkowo… niespotykanym ubraniu. Długa sukienka składała się z różnokolorowych szmatek. Wydawało się, że ich położenie było zupełnie przypadkowe, jednak po dłuższym wpatrywaniu się w te szmatki można było dojrzeć jakiś szczegół, który łączył sąsiadujące ze sobą skrawki materiału. O ile ktoś wytrzymał patrzenie dłużej niż dziesięć minut.
Dziewczyna miała na imię Karnosta. Sama nie wiedziała, czemu jeszcze nie zmieniła imienia. Tłumaczyła sobie, że tylko to dostała od matki. Nie licząc życia, ale kto o tym pamięta.
Zawsze chciała przepowiadać ludziom przyszłość. Zamówiła sobie specjalny zestaw wróżki. Szklaną kulę postawiła na okrągłym stoliku, przykrytym ogromnym obrusem. Książki poustawiała na półce nad stołem. Postawiła nawet specjalny stojak dla sowy i koszyk dla czarnego kota, ale oba stworzonka uciekły zaraz pierwszego dnia. Karty schowała do pudełka i postawiła obok szklanej kuli. Ale co z tego, skoro nie miała zielonego pojęcia, jak to wszystko ma jej służyć. Jej domek wyglądał jak domek wróżki, ale stanowczo nim nie był. Bo Karnosta nie była wróżką. Nawet z teraźniejszością miała kłopoty, o przyszłości nie wspominając. Przez kilkanaście lat życia nauczyła się jako tako panować nad przeszłością.
***
Ojciec Marla oparł się o płot i popatrzył na biegające po podwórku przed jego domem ptactwo domowe*. Obok niego stał jego brat - Vend - bliski przyjaciel Neora. Ojciec Marla powiedział:
- Wyruszyli.
- Ano wyruszyli… - przytaknął Vend. - Ciekawe, czy pamiętają, po co?
- Jeśli Sam pamiętał napisać sobie cel podróży na kartce…
Obaj spojrzeli na siebie, a po chwili spuścili głowy, a Vend powiedział:
- No to zapomnieli.
- Jeśli będą tak bez celu podróżować, zapomną jeszcze, gdzie jest ich dom.
- Raczej nie. Marl miał wyhaftowany adres po wewnętrznej stronie koszuli.
- Więc módlmy się, żeby jej nie zgubił.

* Zadziwiające, prawda? Te wszystkie kury, kaczki, indyki i temu podobne ptaki nazywa się ptactwem domowym, choć tak naprawdę nigdy nie były w domu. No chyba, że jakieś dziecko przyniosło kiedyś do niego małego, żółciutkiego kurczaczka - czasem się to przecież zdarza. A co do tego ptactwa, to możnaby je nazywać pozadomowym, okolicznodomowym, podwórkowym, albo jakoś podobnie. Ale co poradzimy - tak się już przyjęło.
***
 

DeletedUser

Guest
Fajne mangowe cudeńka
<3

Kiedyś też interesowałam się mangą i mam dużo pozostałości które przygotowują i uczą takiego właśnie rysunku. Jednak po wyborze szkoły średniej zrezygnowałam z mangi i skupiłam się na studium postaci. Też mam sporo własnych bazgrołów, ale, że rysunek nigdy nie był moją mocną stroną skupiłam się na fotografii!
 

DeletedUser3220

Guest
Fajne mangowe cudeńka
<3

Kiedyś też interesowałam się mangą i mam dużo pozostałości które przygotowują i uczą takiego właśnie rysunku. Jednak po wyborze szkoły średniej zrezygnowałam z mangi i skupiłam się na studium postaci. Też mam sporo własnych bazgrołów, ale, że rysunek nigdy nie był moją mocną stroną skupiłam się na fotografii!

Podziel się :)
Ja tam uczyłam się w zupełnie innym kierunku, rysuję głównie jak mam doła ^^
 

DeletedUser9456

Guest
Poza czasem? Coś mi ten rysunek mówi... Przyznaj się masz konto na DeviantArt! xD

Btw. Nie za dużo cycków czasem w twych rysunkach? :D
 

DeletedUser9456

Guest
Nie zmienia to faktu, że twój styl mangowy jest po prostu rzeźnicki w pozytywnym znaczeniu. :)
 
Do góry