DeletedUser
Guest
Długo zastanawiałam się nad zamieszczeniem mojego pisemka, głównie z powodu mojego talentu, a raczej jego braku. Postanowiłam zaryzykować.
Wiedziała gdzie jest. Krwistoczerwone krzaki z liśćmi kształtem przypominające krople krwi w połączeniu ze złocistym zachodem słońca to widok niegodny nawet królowej Auruu, z całym szacunkiem. Trudno go nie zapamiętać, szczególnie, gdy się tu mieszkało. A przynajmniej tak się myślało. Trywia uważała to za oczywistość. Do przedwczoraj. Wtedy to poznała swoją przeszłość, przypłacając życiem dwójki swoich przyjaciół. I prawie swoim życiem. Kurguany nie dadzą za wygraną, a Trywia nie ma już sił przebijać się przez rubinowe krzewy. Połacie tych chwastów ciągną się setkami kilometrów.
Biec, jedyny cel jaki teraz przyświecał driadzie. Mimo iż, gdy skakała przypominała spłoszoną sarnę lub kozicę, kurguany –stwory przypominające połączenie węża i tygrysa- z każdą minutą były coraz bliżej. Trywia już czuła ich oddech na karku. –Trzy- pomyślała. Oby instynkt nie zawiódł młodej uciekinierki. Miała już plan. Szalony, ale lepszy niż żaden. Znała te okolice. Za kilkaset metrów krzewy kończyły się, krajobraz z krwistoczerwonego zmieniał się w zieloną burzę igieł i pędów. Między tymi dwoma odległymi światami istniała przerwa, wyrwa, szerokości 20 metrów. Rzeka powoli płynęła w dole wąwozu. Kurguan jako połączenie ssaka i gada, nie skoczy tak daleko. Pływać co prawda potrafi, jednak nieumiejętne zderzenie się z taflą wody może skończyć się nieciekawie. Jednak kurguany są trzy, stanowi to pewien problem. Z błyskawicznych obliczeń Trywi wynika, że w najlepszym wypadku przeżyje jeden, w najgorszym… Gdyby jednak zamiast próbować się zabić skacząc przez przepaść i czekać aż te kreatury zorientują się, że jednak potrafią latać, może warto by było załatwić sprawę o wiele szybciej, licząc na to, że te stwory nie są aż tak głupie i nie skoczą za nią. –Genialny plan- mruknęła do siebie. Biegła dalej.
Po chwili zauważyła przepaść. Tak blisko. Zwolniła. I to był jej błąd.
„Rubinowy orzeł”
Rozdział I: Wprowadzenie
Trywia miała naprawdę dość. Kurguany goniące kogoś przez dwa dni to naprawdę spory problem. Szczególnie, gdy właśnie dowiedziałeś się o czymś co całkowicie zmienia twoje życie. –Tak to jest, gdy wtyka się nos w nie swoje sprawy- myślała rozgoryczona driada. -Co może zrobić w tej sytuacji chucherko mające niecałe metr sześćdziesiąt wzrostu? Uciekać lub walczyć, to jasne- zdegustowana własnymi przemyśleniami zmarszczyła piegowaty nos. Raczej nie miała ochoty na opcję nr 2. Rozdział I: Wprowadzenie
Wiedziała gdzie jest. Krwistoczerwone krzaki z liśćmi kształtem przypominające krople krwi w połączeniu ze złocistym zachodem słońca to widok niegodny nawet królowej Auruu, z całym szacunkiem. Trudno go nie zapamiętać, szczególnie, gdy się tu mieszkało. A przynajmniej tak się myślało. Trywia uważała to za oczywistość. Do przedwczoraj. Wtedy to poznała swoją przeszłość, przypłacając życiem dwójki swoich przyjaciół. I prawie swoim życiem. Kurguany nie dadzą za wygraną, a Trywia nie ma już sił przebijać się przez rubinowe krzewy. Połacie tych chwastów ciągną się setkami kilometrów.
Biec, jedyny cel jaki teraz przyświecał driadzie. Mimo iż, gdy skakała przypominała spłoszoną sarnę lub kozicę, kurguany –stwory przypominające połączenie węża i tygrysa- z każdą minutą były coraz bliżej. Trywia już czuła ich oddech na karku. –Trzy- pomyślała. Oby instynkt nie zawiódł młodej uciekinierki. Miała już plan. Szalony, ale lepszy niż żaden. Znała te okolice. Za kilkaset metrów krzewy kończyły się, krajobraz z krwistoczerwonego zmieniał się w zieloną burzę igieł i pędów. Między tymi dwoma odległymi światami istniała przerwa, wyrwa, szerokości 20 metrów. Rzeka powoli płynęła w dole wąwozu. Kurguan jako połączenie ssaka i gada, nie skoczy tak daleko. Pływać co prawda potrafi, jednak nieumiejętne zderzenie się z taflą wody może skończyć się nieciekawie. Jednak kurguany są trzy, stanowi to pewien problem. Z błyskawicznych obliczeń Trywi wynika, że w najlepszym wypadku przeżyje jeden, w najgorszym… Gdyby jednak zamiast próbować się zabić skacząc przez przepaść i czekać aż te kreatury zorientują się, że jednak potrafią latać, może warto by było załatwić sprawę o wiele szybciej, licząc na to, że te stwory nie są aż tak głupie i nie skoczą za nią. –Genialny plan- mruknęła do siebie. Biegła dalej.
Po chwili zauważyła przepaść. Tak blisko. Zwolniła. I to był jej błąd.