"Rubinowy orzeł"

  • Rozpoczynający wątek Karanghh
  • Data rozpoczęcia

DeletedUser

Guest
Długo zastanawiałam się nad zamieszczeniem mojego pisemka, głównie z powodu mojego talentu, a raczej jego braku. Postanowiłam zaryzykować.
„Rubinowy orzeł”
Rozdział I: Wprowadzenie​
Trywia miała naprawdę dość. Kurguany goniące kogoś przez dwa dni to naprawdę spory problem. Szczególnie, gdy właśnie dowiedziałeś się o czymś co całkowicie zmienia twoje życie. –Tak to jest, gdy wtyka się nos w nie swoje sprawy- myślała rozgoryczona driada. -Co może zrobić w tej sytuacji chucherko mające niecałe metr sześćdziesiąt wzrostu? Uciekać lub walczyć, to jasne- zdegustowana własnymi przemyśleniami zmarszczyła piegowaty nos. Raczej nie miała ochoty na opcję nr 2.

Wiedziała gdzie jest. Krwistoczerwone krzaki z liśćmi kształtem przypominające krople krwi w połączeniu ze złocistym zachodem słońca to widok niegodny nawet królowej Auruu, z całym szacunkiem. Trudno go nie zapamiętać, szczególnie, gdy się tu mieszkało. A przynajmniej tak się myślało. Trywia uważała to za oczywistość. Do przedwczoraj. Wtedy to poznała swoją przeszłość, przypłacając życiem dwójki swoich przyjaciół. I prawie swoim życiem. Kurguany nie dadzą za wygraną, a Trywia nie ma już sił przebijać się przez rubinowe krzewy. Połacie tych chwastów ciągną się setkami kilometrów.

Biec, jedyny cel jaki teraz przyświecał driadzie. Mimo iż, gdy skakała przypominała spłoszoną sarnę lub kozicę, kurguany –stwory przypominające połączenie węża i tygrysa- z każdą minutą były coraz bliżej. Trywia już czuła ich oddech na karku. –Trzy- pomyślała. Oby instynkt nie zawiódł młodej uciekinierki. Miała już plan. Szalony, ale lepszy niż żaden. Znała te okolice. Za kilkaset metrów krzewy kończyły się, krajobraz z krwistoczerwonego zmieniał się w zieloną burzę igieł i pędów. Między tymi dwoma odległymi światami istniała przerwa, wyrwa, szerokości 20 metrów. Rzeka powoli płynęła w dole wąwozu. Kurguan jako połączenie ssaka i gada, nie skoczy tak daleko. Pływać co prawda potrafi, jednak nieumiejętne zderzenie się z taflą wody może skończyć się nieciekawie. Jednak kurguany są trzy, stanowi to pewien problem. Z błyskawicznych obliczeń Trywi wynika, że w najlepszym wypadku przeżyje jeden, w najgorszym… Gdyby jednak zamiast próbować się zabić skacząc przez przepaść i czekać aż te kreatury zorientują się, że jednak potrafią latać, może warto by było załatwić sprawę o wiele szybciej, licząc na to, że te stwory nie są aż tak głupie i nie skoczą za nią. –Genialny plan- mruknęła do siebie. Biegła dalej.

Po chwili zauważyła przepaść. Tak blisko. Zwolniła. I to był jej błąd.
 

DeletedUser

Guest
Nawet mnie zaciekawił ten fragmencik :) Pisz dalej i rozwijaj talenta. Życzę Ci powodzenia.
 

DeletedUser

Guest
Rozdział II: Bursztynowy chłopczyk
Był za późno by zrobić cokolwiek, bowiem żadne drapieżne stworzenie nie przepuści okazji na konsumpcję swojego obiadu. Kurguan wpierw woli przyprawić go młodą krwią.

Trywia krzyknęła z bólu, gdy stwór wbił swoje ostre jak brzytwa pazury w jej szczuplutkie ramię. Upadła, przetoczyła się i zręcznie wykonała unik przed kolejnym atakiem. Nie zaprzestała ucieczki i co tylko rozjuszyło kreaturę. –Oby była blisko. Blisko- prosiła driada. Odepchnięty kurguan, z racji na swoje gabaryty stracił równowagę i wpadł na drugiego, który właśnie miał zamiar dopaść swój posiłek. Trywia biegła, co chwilę odwracając się za siebie, szukała trzeciego stwora. Ostatni z kurguanów doleciał do kłębowiska kłów, szponów, oraz futra zmieszanego z czarnym sokiem owoców myśląc iż tam znajduje się dzielone na ćwiartki ciało. –Może jednak są aż tak głupie- driada uśmiechnęła się do własnych myśli, biegła dalej. Nim stwory zorientowały się w sytuacji, Trywia skoczyła z 50 metrowej skałki i spadła w wąwóz. Ułożyła swoje ciało tak by jak najmniej poczuć opór wody. W uszach słyszała świst wiatru i głuche warczenie zawiedzionych kurguanów.

Nie pamiętała niczego. Gdzie jest, jakim cudem się tu znalazła i kto lub co ją tu przyprowadziło. –Z rynny w kanał, jak zwykle- mruczała do siebie, bacznie lustrując otoczenie. Znajdowała się w starej, dużej jaskini, pokrytej mchem, grzybem, pachniało zgnilizną. Posadzka była wykonana z szarych, niedbale poukładanym kamieni. Ze sklepienia zwisały stalaktyty. Gdzieniegdzie z podłoża wyrastały stalagmity, tworząc srogą atmosferę. Trywia wiele razy spała w takich jaskiniach, jednak ta wydawała się być odmienna. Postanowiła dłużej nie zastanawiać się nad tym, tylko postarać wydostać się stąd na powierzchnię. Chciała wstać. Jęknęła z bólu, ramię, którego dzięki przypływie adrenaliny nie czuła, dało o sobie znać. Był rozpłatane na części, a krew sączyła się z rozległej rany. Trywia by zatamować krwotok potrzebowała opatrunku. Przeszukała kieszenie. Znalazła tam tylko bezużyteczne kamyczki, brunatny piasek, trochę czarnych owoców, kawałek sznurka i skrawek papieru. Przyjrzała się uważniej. Był to list, który zmienił bieg jej życia. Nie chciała go czytać jeszcze raz. Czuła narastający niepokój. –Uspokój się Trywia, nie histeryzuj- nakazała sobie w duchu. –Lepiej poszukaj czegoś co zatamuje płynącą krew-. Driada jeszcze raz rozejrzała się po jaskini. Posadzka, grzyb, mech, stalaktyty, stalagmity. Mech. Driada z trudem podeszła do najbliższej kępy, ramię dotknęło mchu, który szybko wchłonął świeżą krew. Driada wyrwała sporą część „gąbki” i przytwierdziła sznurkiem do ramienia. –Od razu lepiej- w lepszym nastroju wróciła na poprzednie miejsce. Niepokój powrócił. Driada bacznie rozglądała się za niebezpieczeństwem, jednocześnie szukając u pasa swojego sztyletu. –Autuss!- zaklęła po staro elficku. Jej sztylet został skonsumowany przez pewnego bardzo głupiego potwora. Wciąż rozglądając się wyjęła z kieszeni garść czarnych owoców chcąc użyć ich w kontekście broni. -Gdybyście były trujące, byłybyście bardziej wartościowe- narzekała, wypatrując wyimaginowanego wroga. Poczuła czyiś oddech na karku. Zobaczyła długi cień. Błyskawicznie stanęła na nogi. –Może to tylko podmuch wiatru- nadzieja w głosie Trywi zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Przy jednej z wilgotnych ścian stała postać. Trywia nagle pojęła co w jaskini było takie nie spotykane. Było jasno, a ona dostrzegła wszystkie szczegóły jaskini, dostrzegła postać. Nie, żeby nie miała na to ochoty.

Postać przedstawiała wysokiego, szczupłego i całkiem przystojnego młodzieńca o bursztynowych, zmierzwionych włosach i bladej skórze często smaganej srogimi wiatrami. W oczy rzucał się miecz wielkich gabarytów, zakończony skórzaną rękojeścią, zdobioną pstrokatymi koralikami. Ubrany był w strój zwiadowcy czyli zwany przez elfy, zestaw zwierzęcy, bowiem spodnie, kurtka, rękawice, a nawet ozdoby przy łuku, -który był niedbale przerzucony przez plecy chłopaka- były wykonane ze zwierzęcych skór. Uśmiechał się.

Driada, nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Po ziemi potoczyły się ocalałe owoce, z rąk driady skapywał czerwony sok.

-Długo byłaś nieprzytomna. Jak się spało?- spytał, a szyderczy uśmiech nie spełzał z jego twarzy.
-Świetnie, wręcz idealnie- Trywia zmusiła się na słodziutki uśmieszek. Musiała wykazać się sprytem i wewnętrznym urokiem. W notowaniach dotyczących siły nie wypadała zbyt dobrze. –Kim jesteś? I co ja robię tutaj?- driada postanowiła postawić na najbezpieczniejszą kartę. W milczeniu oczekiwała zadowalającej odpowiedzi.
-Nie wiem czy mogę zaufać takiej uroczej driadzie i powierzyć jej swe imię. Jak myślisz?
-Daruj sobie. Gadaj, kim jesteś!?- nadwyrężone i bez tego, zasoby cierpliwości rozprysły się. –Nie dam sobą tak pomiatać- zaprzysięgła rozzłoszczona. W dwóch susach znalazła się przy młodzieńcze i zręcznym ruchem wytrząsnęła zza pasa jego ogromny miecz. Choć duży był zadziwiająco lekki. –Sądzę, że daleko poleci- pomyślała driada, rzucając miecz za siebie, na drugi koniec jaskini. –To co, powiesz kim jesteś?- powtórzyła pytanie.

Chłopak zdziwiony takim obrotem spraw stracił trochę ze swego męstwa i chojractwa. Jego miecz znajdował się za rozwścieczoną istotką płci żeńskiej, jakieś 20 metrów od niego. Sytuacja podbramkowa. Przez minutę przyglądali się sobie. –Masz ładne oczy. Skrzące życiem. Szkoda, że za chwilę będą martwe- chłopak odskoczył aż pod samą ścianą, po czym odbił się od niej i całym swoim ciałem wpadł na zaskoczoną driadę. Wyciągnął łuk i napiął cięciwę.
–Nie masz strzał- zauważyła obojętnym tonem driada.
-To nie przeszkodzi mi cię zabić- odparł młodzieniec.
-Jesteś bardzo pewny siebie- głos driady jakby lekko drżał.
-Nawet nie wiesz jak bardzo- odparował.
-To nie był komplement. Taka pewność siebie to głupota- skwitowała. Odzyskała rezon.
-Chyba nie będę tego żałował- wycedził przez zęby i przymierzył się do strzału.
-Poczekaj. Jak masz na imię?
-Kaz…- puścił naprężoną cięciwę.
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:

DeletedUser

Guest
całkiem spoko ;)

drobne uwagi:
- unikać podowania metryki - czyli metrów, bo w świecie fantasy (jeśli to taki ma być) odległości powinny być inaczej podawane; podobnie z wyrażeniem 'sytuacja podbramkowa'.
- słowo 'jednak' występuje za często (końcówka wprowadzenia).
- nie znam się dobrze, ale wydaje mi się, że mech nie rośnie kępami.
- sytuacja (w części drugiej) wymaga uwiarygodnienia: driada chce zabić 'chłopca', który się nią zaopiekował, tylko dlatego, że chce zachować anonimowość? ok - ale ja tego nie kupuję ;)
 

DeletedUser

Guest
całkiem spoko ;)

drobne uwagi:
- unikać podowania metryki - czyli metrów, bo w świecie fantasy (jeśli to taki ma być) odległości powinny być inaczej podawane; podobnie z wyrażeniem 'sytuacja podbramkowa'.
- słowo 'jednak' występuje za często (końcówka wprowadzenia).
- nie znam się dobrze, ale wydaje mi się, że mech nie rośnie kępami.
- sytuacja (w części drugiej) wymaga uwiarygodnienia: driada chce zabić 'chłopca', który się nią zaopiekował, tylko dlatego, że chce zachować anonimowość? ok - ale ja tego nie kupuję ;)
Cieszę się, że ktoś zauważył moje błędy -wiem co muszę poprawić-, tekst pisałam dosyć późno, dlatego to takie pogmatwane, ale niedługo wszystko się wyjaśni.
 

DeletedUser4420

Guest
Całkiem spoko,ale są różne defekty ;) Lecz któż ich nie ma?
Proponuję nie manipulować zbytnio magią,bo jestem pewien,że się pojawi.
Barzul! Wyrazy mego uszanowania dla kogoś kto próbuje.
 
Do góry