DeletedUser1488
Guest
Dziennik zainspirowany dzięki dziennikom jakie można było znaleźć w Gothic II
Ból i przerażenie jedynie to czułem gdy obudziwszy się ujrzałem kajdany na swych posiniaczonych nadgarstkach. Po chwili zorientowałem się że jestem w jaskini i napadnięto mnie gdy włóczyłem się po lesie w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia jagód, padliny czegokolwiek co pomogłoby mi przeżyć. Zważywszy na fakt iż jestem jedynie biednym żebrakiem tylko jedni okrutnicy mogli mnie porwać - handlarze niewolników. Po kilku minutach zastanawiania się co mi zrobią jeden z nich wszedł do jaskini. Podszedł do mnie wręczając mi drewnianą miskę napełnioną zupą z chrząszczy. Najohydniejsze a zarazem najlepsze jedzenie na jakie mogłem sobie pozwolić będąc w Khorinis. Mężczyzna uśmiechnął się szyderczo rozkuł i nakazał jeść bo nie ma zamiaru stracić towaru za który można nieco zarobić poczym wyszedł. Nie miałem wielkiego wyboru jak nie sam to oni pomogą mi zjeść a nie miałem ochoty być kukłą do trenowania. Nastał wieczór właśnie rozmyślałem że lepiej tak niż umrzeć z głodu kiedy usłyszałem jak handlarze rozmawiają o tym komu i za ile mnie sprzedać. Zrozumiałem tylko to że jakiś lichwiarz mieszkający w mieście chciałby zakupić tanią siłę roboczą. Przeraziłem się nieco czy ów człowiek będzie się nade mną znęcał czy też będzie uczciwym „pracodawcą”. Z niecierpliwością na jutrzejszy dzień szybko zasnąłem mimo iż byłem w otoczeniu złoczyńców a noc na domiar złego była bardzo zimna. Nastał dzień obudziło mnie uderzenie nogą w brzuch ledwo się ruszyłem a już miałem worek na głowie poczułem silne ból głowy pewnie dostałem czymś ciężkim bo straciłem przytomność. Gdy doszedłem do siebie leżałem na łóżku w drewnianym domu z jednym pomieszczeniem. Zza drzwi było słychać przechodniów, mewy oraz szum morza Dzielnica Portowa - pomyślałem. Fakt iż wiedziałem że już mnie sprzedano wcale mnie nie zasmucał bo radość że jestem w Khorinis była ogromna. Podszedłem do wyjścia z zamiarem ucieczki niestety drzwi były zamknięte na klucz a okien nawet nie było. Nie mając nic do roboty rozejrzałem się nieco kominek, puchary, tkaniny, dużo jedzenia - którego bałem się tknąć - to wszystko nie było jakimś luksusem ale oznaczało że kupił mnie nie jakiś byle farmer. Usiadłem więc przy kominku oczekując na swojego pana jakbym był psem czekającym na właściciela.
Siedziałem tak około godziny aż usłyszałem otwieranie zamka. Drzwi otworzyły się a w nich stał łysy mężczyzna odziany w skórzany pancerz oraz uzbrojonego w sztylet u pasa. „Nazywam się Lehmar jestem lichwiarzem a szanowanym obywatelem zarazem ty zaś będziesz wykonywał moje polecenia co do joty w zamian dostaniesz pancerz taki jak mój, wyżywienie, dach nad głową a czasem może coś zarobisz” - powiedział. Ucieszyłem się niezmiernie z radości upadłem mu do stóp całując je. Mogłem trafić do jakiegoś tępego zapijaczonego awanturnika a tu proszę z żebraka pojmanego przez handlarzy niewolników stałem się sługą szanowanego obywatela. „Wystarczy nie zachowuj się jak niewolnik jak chcesz możesz odejść ale chyba lepiej zostać tak więc przebierz się w to co leży w tym małym kufrze a stare ubrania spal” - gdy usłyszałem te słowa od Lehmara dosłownie aż się popłakałem. Po ubraniu ciepłego pancerza lichwiarz zaprosił mnie do stołu na wspólny obiad. Podczas jedzenia otrzymałem pseudonim Frost moje poprzednie życie jego zdaniem już nic nie znaczy teraz zaczynam nowe lepsze. Omówiliśmy również moje obowiązki a nie było ich zbyt wiele bo musiałem jedynie utrzymywać porządek w domu oraz pomagać mu w interesach jeżeli o to poprosi. Od czasu do czasu obiecał mnie również wprowadzać w jak to nazwał „coś co zapewni mi renomę” - cokolwiek miało to znaczyć. Po skończonym ucztowaniu pomyślałem iż zacznę pisać dziennik by zapamiętać moje nowe wcielenie. Lehmar wręczył mi jedną z swoich czystych książek i mogłem zacząć swoje zapiski.
Dziś dostałem pierwsze zlecenie a właściwie możliwość poznania mieszkańców tego pięknego miasta. Miałem odebrać złoto które kilku obywateli pożyczyło od Lehmara w sumie to czysty zysk bo dodatkowa kwota wynosiła więcej o 50% pożyczki którą zaciągnięto. Otrzymałem również listę „kto? ile? gdzie?” jak sama nazwa wskazuje był tam dokładny zapis kto ile pożyczył i gdzie dokładnie mieszka. Moim pierwszym celem był ślusarz Thorben posiadający dom gdzieś blisko południowej bramy. Niezwłocznie wyruszyłem zwiedzając przy okazji piękno miasta. Dzielnica Portowa przy tym co widziałem była niczym co prawda było tam kilka targów i ładnych statków ale nie to co tu. Długie brązowe mury otaczające miasto, wieże strażnicze, patrole wojskowe, sklepy, kuźnia mały browar a w centrum wielki pomnik paladyna przy którym jakiś starzec w niebieskich szatach, nauczał o jednym z trzech bogów a mianowicie mówił o Adanosie. Widziałem również kręcącego się przy targowisku mężczyznę o podobnych szatach ale czerwonych. Nie nauczał nikogo ale słychać było jak rozmawiał o ogniu Innosa był więc pewnie jego wysłannikiem. Tak zwiedzając zorientowałem się iż stoję pod domem stolarza przed którym mężczyzna ciął drewno a obok stała niedokończona szafa. Przywitałem się i zapytałem o Thorbena okazało się że to właśnie on więc pokazałem mu listę i poprosiłem by zwrócił winne złoto. Niestety nie miał pieniędzy ale wysłał mnie do swojej siostrzenicy Gritty która przebywała w domu. Nie mając wyboru wszedłem do środka ujrzawszy młodą kobietę o kasztanowych włosach wiedziałem że to pewnie ona tak więc znów zapytałem o złoto. Odparła że również nie posiada ani monety ale gdy popatrzyłem na jej suknie oraz złote naczynia i otwartą szafę w której wisiały ubrania z drogiego materiału jakoś słabo w to uwierzyłem. Pewny siebie zagroziłem jeżeli nie odda złota to użyję siły. Gdy to usłyszała rzuciła się na mnie więc musiałem się bronić. Złapała mnie za ubrania i zaczęła szarpać niestety moja reakcja była natychmiastowa. Jednym mocnym uderzeniem powaliłem kobietę na ziemię. Nie czułem się z tym dobrze ale potrzebowałem zaległego złota, przeszukawszy ją znalazłem sakiewkę a w niej 80szt. złota akurat tyle ile był winny ślusarz. Kolejną osobą z listy był niejaki Bosper myśliwy oraz sprzedawca i twórca łuków zarazem. Z racji iż mieszkał dom dalej wstąpiłem bezzwłocznie. Chata wewnątrz była ozdobiona wieloma trofeami zwierząt. Na ścianach wisiały głowy wilków, ścierwojadów, topielców a nawet trolla. Właściciel sklepu przywitał mnie oznajmiając jeżeli szukam łuków lepszych niż u niego nie dostanę w Khorinis. Mało mnie to obchodziło bo nawet dobrze strzelać byle łukiem nie potrafię a co dopiero takimi które leżały na ladzie. Powiedziałem po co przyszedłem ten odparł że odda pieniądze nawet miał je zanieść osobiście ale że ja już tu jestem pierw mogę mu pomóc w zebraniu skór wilków potem dostanę to czego chcę. Niestety skórować też nie potrafiłem ale Bosper wytłumaczył mi jak należycie zedrzeć skórę z tych zwierząt. Wręczył mi nóż na wilki nakazując przynieść dwanaście skór. Myśliwy zauważył mój nie mały strach w oczach więc zaproponował bym wybrał się na polowanie z jego uczniem Bartokiem. Poszukać musiałem go w pobliżu targowiska gdzie często przebywa o rozpoznanie też nie miałem się martwić tylko on kręci się z łukiem na plecach i chodzi lekko skulonym jakby podkradał się do zwierzyny. Pełen strachu poszedłem szukać ucznia Bospera. Pasujący do opisu mężczyzna siedział na ławce zajadając się jabłkiem gdy do niego podszedłem zaczepił mnie i spytał czy nie mam ochoty na małe polowanie. Zapytałem jak się zwie odparł Bartok tak więc dobrze trafiłem. Przedstawiłem mu swoją sytuację co jeszcze bardziej dało mu pewność na polowanie razem. Wyszliśmy z miasta południową bramą tak więc widział mnie Bosper pokazując ręką iż będzie dobrze. Nie szliśmy długo lasek był właściwie już za samymi murami miasta. Przeszliśmy jeszcze kawałek po czym myśliwy zatrzymał się. „Zaraz się zacznie” - powiedział chwilę potem usłyszałem głośne wycie zza drzew. Odwróciłem się w stronę tego groźnego dźwięku i ujrzałem watahę składającą się z dwudziestu wilku. Serce zaczęło mi walić jak młot przerażenie było tak wielkie że nie mogłem się ruszyć. Bartok zaczął strzelać łukiem w stronę wilków ja niestety a może całe szczęście zemdlałem. Obudziłem się w chacie Bospera, zauważyłem że mam opatrunek na łydce pomyślałem że to pewnie po ugryzieniu wilka. Właściciel podszedł do mnie oznajmiając iż moje zadanie nie do końca ale zostało wykonane wręczając mi 100szt. złota oraz dodatkowe 50szt. dla mnie za skóry których nawet nie dostarczyłem. Pozwolił mi również zatrzymać nóż. Wstając poczułem lekki ból ale dało się żyć, zebrałem już całą sumę jaką lichwiarz pożyczył więc mogłem wracać. Był już wieczór więc szybko pobiegłem do Lehmara aby nie pomyślał o tym iż go okradłem i zbiegłem. Miałem już wchodzić do domu kiedy drzwi otwarły się i wyszedł jakiś ponury człowiek z podejrzliwym wzrokiem. Popatrzył na mnie i poszedł dalej tak więc wszedłem do środka. Mój pracodawca na mój widok wybuchł śmiechem stwierdzając iż o wszystkim wie. Wręczyłem mu pieniądze i zapytałem o tego człowieka wychodzącego z chaty. Odparł „To jeszcze nie twoja sprawa co do zadania dobrze się spisałeś trzymaj zaliczkę 25szt. złota. Byłem wyczerpany tym pracowitym dniem rozmawiałem jeszcze trochę z Lehmarem pytając o ludzi w szatach dowiedziałem się że to byli magowie ci o niebieskiej barwie to Magowie Wody ci o czerwonej Magowie Ognia. Za dobrze wykonaną robotę na kolację było wino i kawał prawdziwej baraniny oraz sera takiego jedzenia nie miałem w ustach od lat. Najadłem się jak nigdy. Lehmar zaproponował bym już położył się spać bo jutro dostanę kolejne zlecenie. Ubrał czarną pelerynę z dużym kapturem i wyszedł zostawiając klucz do domu na ławie. Pomyślałem że za nim pójdę i tak zrobiłem przed czym zamknąłem nasze lokum by nie mieć potem kłopotów. Szedłem tak za nim kilka minut chyba podejrzewał że ktoś za nim idzie bo kilka razy się zatrzymywał i obracał tak więc musiałem kryć się w cieniu chat by mnie nie zauważył. Wreszcie Lehmar wszedł do jakiegoś domu jak się potem okazało to było miejsce w którym można było przespać noc za drobną opłatą - przydatna informacja gdyby mnie pracodawca zauważył i wywalił. Wszedłem więc za nim ale nigdzie go nie było. Zapytałem właścicielkę gdzie poszedł mężczyzna wchodzący przede mną oznajmiła że nikt teraz nie wchodził. To wszystko było podejrzane sprawdziłem pomieszczenie z łóżkami na pierwszym piętrze ale tam również go nie było. Nie pozostało mi nic innego jak wrócić do domu jak i tak zrobiłem. Przed snem policzyłem ile monet tego dnia zarobiłem było ich aż siedemdziesiąt pięć. Dla kogoś takiego jak ja to wiele może za wiele za to bym nie kupił ale złoto zawsze się przyda bo jego nigdy mało.
Przebudzenie
Ból i przerażenie jedynie to czułem gdy obudziwszy się ujrzałem kajdany na swych posiniaczonych nadgarstkach. Po chwili zorientowałem się że jestem w jaskini i napadnięto mnie gdy włóczyłem się po lesie w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia jagód, padliny czegokolwiek co pomogłoby mi przeżyć. Zważywszy na fakt iż jestem jedynie biednym żebrakiem tylko jedni okrutnicy mogli mnie porwać - handlarze niewolników. Po kilku minutach zastanawiania się co mi zrobią jeden z nich wszedł do jaskini. Podszedł do mnie wręczając mi drewnianą miskę napełnioną zupą z chrząszczy. Najohydniejsze a zarazem najlepsze jedzenie na jakie mogłem sobie pozwolić będąc w Khorinis. Mężczyzna uśmiechnął się szyderczo rozkuł i nakazał jeść bo nie ma zamiaru stracić towaru za który można nieco zarobić poczym wyszedł. Nie miałem wielkiego wyboru jak nie sam to oni pomogą mi zjeść a nie miałem ochoty być kukłą do trenowania. Nastał wieczór właśnie rozmyślałem że lepiej tak niż umrzeć z głodu kiedy usłyszałem jak handlarze rozmawiają o tym komu i za ile mnie sprzedać. Zrozumiałem tylko to że jakiś lichwiarz mieszkający w mieście chciałby zakupić tanią siłę roboczą. Przeraziłem się nieco czy ów człowiek będzie się nade mną znęcał czy też będzie uczciwym „pracodawcą”. Z niecierpliwością na jutrzejszy dzień szybko zasnąłem mimo iż byłem w otoczeniu złoczyńców a noc na domiar złego była bardzo zimna. Nastał dzień obudziło mnie uderzenie nogą w brzuch ledwo się ruszyłem a już miałem worek na głowie poczułem silne ból głowy pewnie dostałem czymś ciężkim bo straciłem przytomność. Gdy doszedłem do siebie leżałem na łóżku w drewnianym domu z jednym pomieszczeniem. Zza drzwi było słychać przechodniów, mewy oraz szum morza Dzielnica Portowa - pomyślałem. Fakt iż wiedziałem że już mnie sprzedano wcale mnie nie zasmucał bo radość że jestem w Khorinis była ogromna. Podszedłem do wyjścia z zamiarem ucieczki niestety drzwi były zamknięte na klucz a okien nawet nie było. Nie mając nic do roboty rozejrzałem się nieco kominek, puchary, tkaniny, dużo jedzenia - którego bałem się tknąć - to wszystko nie było jakimś luksusem ale oznaczało że kupił mnie nie jakiś byle farmer. Usiadłem więc przy kominku oczekując na swojego pana jakbym był psem czekającym na właściciela.
Lichwiarz
Siedziałem tak około godziny aż usłyszałem otwieranie zamka. Drzwi otworzyły się a w nich stał łysy mężczyzna odziany w skórzany pancerz oraz uzbrojonego w sztylet u pasa. „Nazywam się Lehmar jestem lichwiarzem a szanowanym obywatelem zarazem ty zaś będziesz wykonywał moje polecenia co do joty w zamian dostaniesz pancerz taki jak mój, wyżywienie, dach nad głową a czasem może coś zarobisz” - powiedział. Ucieszyłem się niezmiernie z radości upadłem mu do stóp całując je. Mogłem trafić do jakiegoś tępego zapijaczonego awanturnika a tu proszę z żebraka pojmanego przez handlarzy niewolników stałem się sługą szanowanego obywatela. „Wystarczy nie zachowuj się jak niewolnik jak chcesz możesz odejść ale chyba lepiej zostać tak więc przebierz się w to co leży w tym małym kufrze a stare ubrania spal” - gdy usłyszałem te słowa od Lehmara dosłownie aż się popłakałem. Po ubraniu ciepłego pancerza lichwiarz zaprosił mnie do stołu na wspólny obiad. Podczas jedzenia otrzymałem pseudonim Frost moje poprzednie życie jego zdaniem już nic nie znaczy teraz zaczynam nowe lepsze. Omówiliśmy również moje obowiązki a nie było ich zbyt wiele bo musiałem jedynie utrzymywać porządek w domu oraz pomagać mu w interesach jeżeli o to poprosi. Od czasu do czasu obiecał mnie również wprowadzać w jak to nazwał „coś co zapewni mi renomę” - cokolwiek miało to znaczyć. Po skończonym ucztowaniu pomyślałem iż zacznę pisać dziennik by zapamiętać moje nowe wcielenie. Lehmar wręczył mi jedną z swoich czystych książek i mogłem zacząć swoje zapiski.
Znajomości
Dziś dostałem pierwsze zlecenie a właściwie możliwość poznania mieszkańców tego pięknego miasta. Miałem odebrać złoto które kilku obywateli pożyczyło od Lehmara w sumie to czysty zysk bo dodatkowa kwota wynosiła więcej o 50% pożyczki którą zaciągnięto. Otrzymałem również listę „kto? ile? gdzie?” jak sama nazwa wskazuje był tam dokładny zapis kto ile pożyczył i gdzie dokładnie mieszka. Moim pierwszym celem był ślusarz Thorben posiadający dom gdzieś blisko południowej bramy. Niezwłocznie wyruszyłem zwiedzając przy okazji piękno miasta. Dzielnica Portowa przy tym co widziałem była niczym co prawda było tam kilka targów i ładnych statków ale nie to co tu. Długie brązowe mury otaczające miasto, wieże strażnicze, patrole wojskowe, sklepy, kuźnia mały browar a w centrum wielki pomnik paladyna przy którym jakiś starzec w niebieskich szatach, nauczał o jednym z trzech bogów a mianowicie mówił o Adanosie. Widziałem również kręcącego się przy targowisku mężczyznę o podobnych szatach ale czerwonych. Nie nauczał nikogo ale słychać było jak rozmawiał o ogniu Innosa był więc pewnie jego wysłannikiem. Tak zwiedzając zorientowałem się iż stoję pod domem stolarza przed którym mężczyzna ciął drewno a obok stała niedokończona szafa. Przywitałem się i zapytałem o Thorbena okazało się że to właśnie on więc pokazałem mu listę i poprosiłem by zwrócił winne złoto. Niestety nie miał pieniędzy ale wysłał mnie do swojej siostrzenicy Gritty która przebywała w domu. Nie mając wyboru wszedłem do środka ujrzawszy młodą kobietę o kasztanowych włosach wiedziałem że to pewnie ona tak więc znów zapytałem o złoto. Odparła że również nie posiada ani monety ale gdy popatrzyłem na jej suknie oraz złote naczynia i otwartą szafę w której wisiały ubrania z drogiego materiału jakoś słabo w to uwierzyłem. Pewny siebie zagroziłem jeżeli nie odda złota to użyję siły. Gdy to usłyszała rzuciła się na mnie więc musiałem się bronić. Złapała mnie za ubrania i zaczęła szarpać niestety moja reakcja była natychmiastowa. Jednym mocnym uderzeniem powaliłem kobietę na ziemię. Nie czułem się z tym dobrze ale potrzebowałem zaległego złota, przeszukawszy ją znalazłem sakiewkę a w niej 80szt. złota akurat tyle ile był winny ślusarz. Kolejną osobą z listy był niejaki Bosper myśliwy oraz sprzedawca i twórca łuków zarazem. Z racji iż mieszkał dom dalej wstąpiłem bezzwłocznie. Chata wewnątrz była ozdobiona wieloma trofeami zwierząt. Na ścianach wisiały głowy wilków, ścierwojadów, topielców a nawet trolla. Właściciel sklepu przywitał mnie oznajmiając jeżeli szukam łuków lepszych niż u niego nie dostanę w Khorinis. Mało mnie to obchodziło bo nawet dobrze strzelać byle łukiem nie potrafię a co dopiero takimi które leżały na ladzie. Powiedziałem po co przyszedłem ten odparł że odda pieniądze nawet miał je zanieść osobiście ale że ja już tu jestem pierw mogę mu pomóc w zebraniu skór wilków potem dostanę to czego chcę. Niestety skórować też nie potrafiłem ale Bosper wytłumaczył mi jak należycie zedrzeć skórę z tych zwierząt. Wręczył mi nóż na wilki nakazując przynieść dwanaście skór. Myśliwy zauważył mój nie mały strach w oczach więc zaproponował bym wybrał się na polowanie z jego uczniem Bartokiem. Poszukać musiałem go w pobliżu targowiska gdzie często przebywa o rozpoznanie też nie miałem się martwić tylko on kręci się z łukiem na plecach i chodzi lekko skulonym jakby podkradał się do zwierzyny. Pełen strachu poszedłem szukać ucznia Bospera. Pasujący do opisu mężczyzna siedział na ławce zajadając się jabłkiem gdy do niego podszedłem zaczepił mnie i spytał czy nie mam ochoty na małe polowanie. Zapytałem jak się zwie odparł Bartok tak więc dobrze trafiłem. Przedstawiłem mu swoją sytuację co jeszcze bardziej dało mu pewność na polowanie razem. Wyszliśmy z miasta południową bramą tak więc widział mnie Bosper pokazując ręką iż będzie dobrze. Nie szliśmy długo lasek był właściwie już za samymi murami miasta. Przeszliśmy jeszcze kawałek po czym myśliwy zatrzymał się. „Zaraz się zacznie” - powiedział chwilę potem usłyszałem głośne wycie zza drzew. Odwróciłem się w stronę tego groźnego dźwięku i ujrzałem watahę składającą się z dwudziestu wilku. Serce zaczęło mi walić jak młot przerażenie było tak wielkie że nie mogłem się ruszyć. Bartok zaczął strzelać łukiem w stronę wilków ja niestety a może całe szczęście zemdlałem. Obudziłem się w chacie Bospera, zauważyłem że mam opatrunek na łydce pomyślałem że to pewnie po ugryzieniu wilka. Właściciel podszedł do mnie oznajmiając iż moje zadanie nie do końca ale zostało wykonane wręczając mi 100szt. złota oraz dodatkowe 50szt. dla mnie za skóry których nawet nie dostarczyłem. Pozwolił mi również zatrzymać nóż. Wstając poczułem lekki ból ale dało się żyć, zebrałem już całą sumę jaką lichwiarz pożyczył więc mogłem wracać. Był już wieczór więc szybko pobiegłem do Lehmara aby nie pomyślał o tym iż go okradłem i zbiegłem. Miałem już wchodzić do domu kiedy drzwi otwarły się i wyszedł jakiś ponury człowiek z podejrzliwym wzrokiem. Popatrzył na mnie i poszedł dalej tak więc wszedłem do środka. Mój pracodawca na mój widok wybuchł śmiechem stwierdzając iż o wszystkim wie. Wręczyłem mu pieniądze i zapytałem o tego człowieka wychodzącego z chaty. Odparł „To jeszcze nie twoja sprawa co do zadania dobrze się spisałeś trzymaj zaliczkę 25szt. złota. Byłem wyczerpany tym pracowitym dniem rozmawiałem jeszcze trochę z Lehmarem pytając o ludzi w szatach dowiedziałem się że to byli magowie ci o niebieskiej barwie to Magowie Wody ci o czerwonej Magowie Ognia. Za dobrze wykonaną robotę na kolację było wino i kawał prawdziwej baraniny oraz sera takiego jedzenia nie miałem w ustach od lat. Najadłem się jak nigdy. Lehmar zaproponował bym już położył się spać bo jutro dostanę kolejne zlecenie. Ubrał czarną pelerynę z dużym kapturem i wyszedł zostawiając klucz do domu na ławie. Pomyślałem że za nim pójdę i tak zrobiłem przed czym zamknąłem nasze lokum by nie mieć potem kłopotów. Szedłem tak za nim kilka minut chyba podejrzewał że ktoś za nim idzie bo kilka razy się zatrzymywał i obracał tak więc musiałem kryć się w cieniu chat by mnie nie zauważył. Wreszcie Lehmar wszedł do jakiegoś domu jak się potem okazało to było miejsce w którym można było przespać noc za drobną opłatą - przydatna informacja gdyby mnie pracodawca zauważył i wywalił. Wszedłem więc za nim ale nigdzie go nie było. Zapytałem właścicielkę gdzie poszedł mężczyzna wchodzący przede mną oznajmiła że nikt teraz nie wchodził. To wszystko było podejrzane sprawdziłem pomieszczenie z łóżkami na pierwszym piętrze ale tam również go nie było. Nie pozostało mi nic innego jak wrócić do domu jak i tak zrobiłem. Przed snem policzyłem ile monet tego dnia zarobiłem było ich aż siedemdziesiąt pięć. Dla kogoś takiego jak ja to wiele może za wiele za to bym nie kupił ale złoto zawsze się przyda bo jego nigdy mało.
Ostatnio edytowane przez moderatora: